wtorek, 22 października 2013

Dogonić marzenia XVI

Niech ten dzień się już skończy....powtarzał Krzysiek chodząc po korytarzu tam i z powrotem, siadając na krzesełko, wstając i znowu chodząc, ja siedziałam na krzesełku i patrzyłam w jeden punkt, łzy ciekły po moich policzkach, nie chciałam ukrywać tego ale po prostu się bałam pierwszy raz w życiu tak cholernie się bałam, bałam się o zdrowie, o życie kogoś kogo kochałam po raz pierwszy od dawna.
-Państwo są z rodziny ? - podszedł do nas lekarz
-My jesteśmy przyjaciółmi, a to jest dziewczyna Zbyszka
-Potrzebujemy kogoś z rodziny, z najbliższej rodziny. Jak najszybciej
-Ale może nam pan powiedzieć co się stało ? co ze Zbyszkiem ?
 -Mają państwo numer do rodziców lub rodzeństwa ? - lekarz mówił dalej nie zwracając uwagi na nasze pytania
-Żyje ? - wydusiłam z siebie przez łzy
-Potrzebny jest kontakt z...
-Dam panu ten cholerny numer ale chyba może nam pan powiedzieć co ze Zbyszkiem - Krzysiek wykrzyczał zdenerwowany
-Żyje, ale teraz liczy się czas. Potrzebna będzie operacja - odpowiedział lekarz nie zmieniając swojego tonu
Usiadłam na krzesełko i czułam jak powoli uchodzi ze mnie życie, obok mnie usiadła Kama trzymając moją rękę powtarzała
-Będzie dobrze, zobaczysz
- Zbyszek leży tam sam, ja nic nie wiem, nikt mi nie chce nic powiedzieć, co ja mam robić ?
-Daria o tym chciałam Ci powiedzieć
-O czym?
-Zbyszek nie chciał Cię denerwować
-Udało mu się. Wcale nie jestem zdenerwowana ...ja tu umieram z nerwów
-Zbyszek od dawna czuł się źle
-Od jak dawna ? przecież bym zauważyła że coś jest nie tak, zauważyłabym
-Jak widać miłość działa kojąco
- Ale co mu jest ? powiedz mi tylko co mu jest ?
-Mówił mi że źle sie czuje, ale nie chciał żadnych badań, ale mówił że to nic poważnego..
-Jak nic poważnego ? przecież jeżeli to by nie nas nic poważnego nie było by nas tutaj
 -Daria, Zbyszek to silny facet.  On się nigdy nie podda, nigdy.  Zwłaszcza teraz kiedy ma dla kogo  żyć - powiedział Krzysiek obejmując mnie ramieniem
 -No tak, wy siatkarze nigdy się nie poddajecie - powiedziałam próbując się uśmiechnąć
 Siedzieliśmy pod salą czekając, czekając na niewiadome, czekając na kogoś z rodziny Zbyszka, kogoś kto nam go uratuje.... najgorsza jest niepewność i brak informacji jakiejkolwiek informacji o stanie zdrowia, o szansach, o zagrożeniach taka pustka zwykła pustka, po kilkudziesięciu minutach podszedł do nas lekarz
 -Operacja przebiegła pomyślnie, te 24 godziny będą decydujące
 -Możemy go zobaczyć ? - zapytał Krzysiek podchodząc do nas z ojcem Zbyszka
 -Pacjent jest nieprzytomny, potrzebuje spokoju
 -Tylko na 5 minut
 -Dobrze, ale tylko jedna osoba
 -Niech pan idzie - powiedziałam do pana Leona
 -Nie. Wejdź Ty.  Ciebie teraz nardziej potrzebuje
 -Dobrze, wejdźcie oboje ale dosłownie na minutkę
 Lekarz zaprowadził nas do sali. Otwierając drzwi zobaczyłam to co może być najgorsze w życiu, czyli widok kogoś kogo kochamy nieprzytomnego i podpiętego do jakiejś aparatury. Ojciec Zbyszka podszedł do niego i pogładził jego policzek, opierając swoją głowe o głowe Zbyszka ja stałam przy drzwiach i nie wiedziałam co mam robić, podszedł do mnie pan Leon i  kładąc ręke na moim ramieniu szepnął
 -Dasz rade - po czym zostawił mnie samą ze Zbyszkiem w sali
 -Dam rade, dam - podeszłam do łóżka, usiadłam obok i chwyciłam jego rękę. Mimo chłodu sytuacji poczułam jego ciepło
 -Kocham Cie - szepnęłam mu do ucha i pocałowałam jego usta
 Popatrzyłam za okno na spadające krople deszczu, tak jak moje łzy. Płakałam bo myślałam o nim o jego uśmiechu i spojrzeniu i to było ponad moje siły..

2 komentarze: